Due All Lupi
Tereny => Góry => Wątek zaczęty przez: Valerie w Wrzesień 26, 2013, 12:29:59
-
To tutaj rozpoczyna się strumyk płynący w lesie
-
Spadł z.. niewiadomo skąd. Zleciał tak nagle z nieba. Wylądował na głazie, raniąc sobie łapę.
- G-gdzie ja jestem? - spytał sam siebie, rozglądając się
Było już ciemno, a on nic nie widział. Wystraszony, skulił się nieco.
-
- P-poczekam t-tu.. n-na p-pewno d-dam radę! - ostatnie słowo wykrzyczał, lekko się jąkając
Rozejrzał się i znalazł jakąś "jaskinię". Wszedł tam powoli i ułożył się, czujnie rozglądając.
-
Podniósł nagle łeb.
- C-co j-jest? - spytał sam siebie, bo przysnęło mu się
Podniósł się i lekko kulejąc zaczął iść w stronę źródła. Przeciągnął się i rozejrzał się.
-
- Głodny jestem... - powiedział cicho, wątpiąc, że ktoś go usłyszy - A żadnych zajęcy tu nie ma..
Usiadł bezradnie i czekał..
-
Weszłam, jak zwykle bezszelestnie z pyskiem ukrytym pod kapturem. Spojrzałam na szczenię.
-
Usłyszał coś. W try-miga odwrócił się i ujrzał waderę. "Masz, czego chciałeś" - pomyślał, lekko wystraszony. Przyglądając się tak "pani" ujrzał w niej coś.. znajomego?
-
Beznamiętnie obserwowałam szczenię. Mało mnie interesowało.
Przypominam że głowy widzieć nie może.
-
Z trudem, ale jakoś, przeskoczył strumień. Przy lądowaniu potknął się o kamień i przewrócił się.
- AŁ! - krzyknął
Znam Assasina (nie wiem, jak się pisze). Spokojna głowa.
-
Przestąpiłam kilka kroków. Charakterystycznie kulałam lekko na jedną z łap. Tak jak ojciec.
z/w
obiad
-
Podniósł się szybko, nie chciał, żeby ktoś stwierdził, że jest ciamajdą.
-
Nie działo się nic ciekawego więc postanowiłam poobserwować szczeniaka.
-
Czuł na sobie spojrzenie wadery. Jako, iż miał niewidzialność stwierdził, że wypróbuje swoją moc. Szybko stał się niewidzialny. Jednak.. nie miał tej mocy opanowanej.
-
Nadal wlepiałam wzrok w tamto miejsce.
-
Powoli zaczął iść w jakąś stronę. Jednak szybko stał się widzialny. "Nigdy nie opanuję tej mocy" - żachnął się w myślach.
-
Uniosłam łapę poprawiając kaptur.
-
Nadal rozglądał się, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Jednak niczego nie zobaczył.
-
Obserwowałam go. Wydawał się być zagubiony. To trochę jak ja...Wtedy.
-
Usiadł, spoglądając na zakrwawioną łapę. Jęknął cicho.
-
*O, to chyba tu* pomyślał gdy wbiegł w góry, a potem do jakiegoś źródła przy którym gwałtownie zahamował. Był niezwykle zmęczony po tak długiej wędrówce ku nowemu domu. Łapczywie napił się świeżej wody i oblizał pysk. Uniósł łeb i się rozejrzał. Ujrzał jakieś wilki.
*Zapewne tubylcy* przeleciało mu po głowie i dalej na nich patrzył. Napiął mięśnia na wypadek gdyby ta większa zaatakowała czy coś. Jednak sam po sobie nie dał poznać tego napięcia itp. POstawił niewielki krok do przodu i rzekł:
-Witam... - po czym skinął łbem na powitanie. Tak sztywno zaczął tą rozmowę, że nawet nie wiedział co dalej powiedzieć.
-
Toi wspomnienie przesądziło sprawę. Wstałam krótkim skokiem pokonując wodę i podchodząc do szczeniaka.
-Coś ci się stało?-spytałam zadziwiająco delikatnym głosem. Przesunełam głowę by spojrzeć na basiora. Odsunęłam się nieznacznie.
-
Spojrzał na basiora.. tak w każdym razie zdawało mu się. Cofnął się niepewnie do tyłu, nie miał zaufania do starszych. Podrapał się lekko po grzbiecie rozdrapując rany, które sęp mu wczoraj "wyrył". Po chwili spojrzał na waderę. Nic nie powiedział. Skulił się bardziej, bo bał się.
-
Patrzył dalej na wilki, i tera nieco się cofnął.
-
-Nie masz się czego bać-powiedziałam cicho spod kaptura. "Ta, już. Nie masz się czego bać, mówi ci skrytobójca."-pomyślałam.
-
Cofnął się lekko. Nadal się bał, sam w sumie nie wiedział czego.
-
-Emm... nie no ja nie mogę się nie zapytać. Czy Wy mnie się boicie czy co, że tak od razu się cofacie? - zapytał szybko wilków i się krótko, niemalże niewidocznie uśmiechnął.
-
Odwróciłam się w stronę basiora wolno. Oczy błysnęły spod zasłony.
-Nie mogę się ciebie bać-oświadczyłam cicho.
-
-To dobrze, bo nie ma czego właściwie się bać... - mruknął cicho lecz słyszalnie.
-A poza tym jestem Beroan... jakby to tak kogoś interesowało czy coś... Jakbym - uciął bo nagle się opamiętał że za bardzo się rozgaduje...
-
-Fear-uciłam krótko. Jak zawsze, praktycznie nigdy nie odzywałam się więcej niż jedno zdanie.
-
Korzystając z nieuwagi wadery, stał się niewidzialny i odbiegł kawałek. Gdy był niedaleko źródełka, potknął się o kamień i wyrył "tunel" prowadzący do wody. Pojawił się. Był cały brudny.
-
Westchnęłam spoglądając na szczenię.
-
Leżał tak w ziemi, jakoś nie chciało mu się podnosić. Machnął ogonem.
-
-Miło poznać... - odezwał się po chwili do wadery, gdy skończył patrzeć się na szczenię.
-
Wzruszyłam ramionami.
-
_____________________
I już nwm co pisać... :l
-
Czekamy na Pico.
-
_____________________
To super, może zanim się zjawi to mnie znów natchnie na pisanie.
-
Po chwili podniósł się żwawo, wesoły. Uśmiechnął się pod nosem i przeskoczył źródełko, tym razem nie przewracając się.
Tak, brudną robotę na Pico. Dzięki -.-
-
Machnęłam ogonem siadając.
-
Zaczął spacerować powoli. Czuł się niepewnie, bo nigdy nie widział tylu wilków. Oglądnął się i spojrzał na waderę. Potknął się i przefikołkował.
Ciamajda z niego xD
-
Zamknęłam oczy.
-
-Młody powinieneś nauczyć się chodzić bez wywalania się co każdy krok hahhaha - zaśmiał się i spojrzał na malca.
________________
weź przestań samcować bo mi ciężko się przestawić, że mam pisać do cb jak do niego a nie niej.
-
Miał już coś powiedzieć, ale nie odezwał się.
Siedź cicho c.c
-
Spojrzałam na szczenię.
-
____________________
Niee!!!
Wolność słowa jest! xDD
-
Podniósł się i zaczął iść w swoją stronę. Jednak boląca łapa dała o sobie znać i przez ból nie mógł się ruszyć.
-
Zamrugałam spoglądając w bok.
-
-Wszystko dobrze mały? - zapytał szczeniaka.
-
Nie odpowiedział. Język zaplątał mu się i nie mógł wyjąkać ani jednego słowa. Ogółem był małomówny.
-
Spojrzałam na szczeniaka.
-
Stał jak wryty, lekko unosząc łapę.
-
-No przecież Cię nie zjem ani nic jak się odezwiesz... no... młody, gadaj co Ci się stało - powiedział do malca zachęcającym tonem.
-
- Bum? - powiedział cicho
-
-Bum? - powtórzył po malcu. *Ale, że co 'bum?' o masakra ja dzieci nie rozumiem* pomyślał i zastanowił się chwilę o co chodzi z tym 'bum'.
-A że ten, bum i łapa boli?
-
Pokręcił łbem. Wdrapał się na skałę i zasymulował upadek, jak go zrzucił sęp. Spadł kontrolowanie na ziemię i podniósł się.
-
-Aaa... o to chodzi... - powiedział lecz dalej zbytnio nie jarzył o co chodzi.
-Łapa pewnie boli, bo widzę, że ciągle ją unosisz... - rzekł i wstał.
-
Skinął główką.
-
______________
Ty masz ranę na tej łapie czy tylko stłuczona?
-
Skręconą kość.
Lubię stwarzać problemy ^^
-
______________________
Ale tu nie ma medyka... i co teraz?! Mam leczyć? :P
-
Usiadł.
Nie wiem, rób co chcesz. Pico już się nieco przekonał do Ciebie, więc przez długi czas będziesz miał złośnika na głowie ;D
-
Rozejrzał się.
__________________
A w sumie na WP mam rozpiskę co robić przy skręceniach więc zaraz Cię tu Ber uleczy... moment... chwila...
-
Ziewnął i rozejrzał się.
-
Podszedł blizej szczeniaka, lecz nie za blisko (w koncu przestrzeń osobista musi być xD) I popatrzył się na jego łapę. Widząc, że nie wygląda na złamaną uznał, że może mu pomóc... Co nie co znał się na leczeniu takich podstawowych dolegliwości, w końcu musiał sobie jakoś radzić.
-Jak pozwolisz, jak chcesz to mogę Ci pomóc, uleczę tą łapę bo nie wygląda na nic takiego bardzo strasznego.
-
Z lekkim wahaniem skinął łbem.
-
Podszedł jeszcze bliżej malca, gdy wyraził zgodę by mu pomógł, po czym obejrzał łapę. Potem się cofnął gdy zorientował się co to.
-No no... nie za dobrze. Tzn. nie jest to złamanie, więc zdołam Ci pomóc. Z tego co wiem to to jest skręcenie stawu... przynajmniej szybko się to leczy... no będzie szybko jak gdzieś tu rośnie takie coś jak Lifii... - mówił tak jakby sam do siebie i się rozglądał po okolicy.
-
Nie miał zielonego pojęcia, o czym on mówił.
TAK JAK W SZPITALU NA TVN.
Nie możesz się mnie pytać o leczenie, musisz się pytać osobę pełnoletnią, która jest rodzicem lub prawnym opiekunem xD
-
________________________
Hahahahahhahahaha tsaaa jasnee xDD Ale ćśśś mój Beroan jest nie ogarem i on nie wie takich rzeczy, ze to tzreba zgody kogoś dorosłego, opiekuna xD
-
Dobra, rób.
-
Weszła...
Wolnym krokiem zaczęła przechadzać się po nowych terenach.
-
Spojrzał na jakąś waderę. Zastrzygł uszami.
-
Usiadła gdzieś w oddali, nie zauważając nikogo...
-
_________________
O masakra, chce sobie ktoś za mnie popisać? :o
Bo pasuje Ber'owi uleczyć Pica a mi się pisać nie chce... -,-
-
-To idę szukać Lifii... - powiedział i wybiegł.
-
Skinął łbem.
-
Usłyszała jakiś głos, spojrzała gdzieś przed siebie.
-
Siedział cicho.
-
Zauważyła jakieś takie "coś" w oddali, a że sokolego wzroku to ona nie ma, zmrużyła oczy...
-
Zastrzygł uszami.
-
To "coś" przypominało jakiegoś szczeniaka, zmarszczyła lekko nos i burknęła coś...
-
Czekał niespokojnie na basiora.
-
Wstała powoli i zaczęła się cicho skradać w stronę szczenięcia.
-
Wbiegł niosąc w pysku niebieskie kwiaty. Po drodze do szczenięcia zobaczył skradającą się waderę, posłał jej ostrzegawcza spojrzenie jakby śmiała zaatakować czy co. Lecz nic więcej sobie z jej obecności nie robił, szedł wprost w stronę malca.
-
Przymknął oczy.
-
Zignorowała basiora i podeszła jeszcze bliżej...
-
_________________
A teraz mam ważne pytanie, przy skręceniu to się tylko usztywnia kończynę, tak?
Bo już nie pamiętam bo tylko raz miałem skręcone kolano i to lata temu i wgl wyleciało mi to co się tam robi xD
-
Ja nie pomogę, bo nigdy nie miałam złamania, a jak skręciłam nadgarstek to zignorowałam...xD
-
__________________
Chyba tylko usztywnić...
jak można zignorować? No jak? Co za hardcor xD
Przecież to kurde boli xD
-
Tsaaa... A jak boli, jeżeli na następny dzień trzeba serwować w siatę...xD
-
Obserwowałam waderę uważnie spod kaptura.
-
Otworzył oczy, bo jakoś usnął tak siedząc.
-
Stanęła, ponieważ miała wrażenie obserwowanej... Po chwili namysłu nie zrobiła sobie z tego prawie nic i usiadła nieopodal szczenięcia...
-
- Długo jeszcze? - spytał basiora zniecierpliwiony. Tak, odezwał się, wielka różnica.
-
Przyglądała się bezustannie tej małej, żółtej kulce...
-
Ziewnął i rozejrzał się.
-
Położyła się...
-
- Halo! Ziemia do pana! - wydarł się, jakoś miał już przekonanie do basiora.
-
Straciła zainteresowanie do tej kulki i oparła głowę o łapy.
-
Przeniosłam wzrok na szczenię odruchowo cofnęłam się niezauważalnie do cienia.
-
- Nie, to nie.. - powiedział i zaczął spacerować.
Zaciekawiła go wadera w kapturze. Z "bezpiecznej" odległości patrzył na nią.
-
Spojrzała przed siebie.
-
Zrobił, to co zwykle w razie zdziwienia. Szybkim krokiem podszedł do wadery, tyknął ją łapą i ile sił w łapach odbiegł i schował się za głazem, ciekawy, jak zareaguje.
-
Warknełam chwilowo podskakując. Popatrzyłam za szczeniakiem bystro. Zabawne jakoś nie miałam ochoty go zjeść (xD)
-
Zaśmiał się, widząc waderę. Po prostu przewrócił się ze śmiechem.
-
Prychnęłam.
-
Wyczuł jakiegoś królika. Bez wahania odwrócił łeb w tamtą stronę i powoli zaczął iść. W końcu skoczył i zabił królika. Zjadł mięso i uśmiechnął się z krwią na pysku.
-
-Całkiem nieźle-mruknęłam pod nosem. Coś wydawało mi się znajome w tym małym.
-
Rozejrzał się. Podszedł do tego głazu i nadal przypatrywał się waderze.
-
Popatrzyłam w niebo.
-
Miał ochotę jeszcze raz podbiec i tknąć ją łapą, bo to taka fajna zabawa..
-
Znudzona zaczęłam bawić się kulką energii.
-
Zerwała się, nic ciekawego tu nie było, potrząsnęła głową i wyszła.
-
Spojrzał za wychodzącą waderą, a następnie na drugą. Podszedł do niej i spojrzał na kulkę, przekrzywiając łebek.
- Co to jest? - spytał zaciekawiony
-
-Czysta energia. Mogę nią zrobić cokolwiek jeśli mam jej wystarczająco dużo-odparłam.
-
- A do czego to służy?
-
-Mogę na przykład uleczyć kogoś.
-
- A.. a możesz uleczyć mi tą łapkę? - pokazał jej, machając przed nosem.
Szykuj się na milion pytań bez sensu.
-
Skinełam głową rozglądając się dookoła. Dotknełam łapą drzewa. Część liści uschło i opadło na ziemię. Dotknełam łapy małego a gdy już się odsunełam była zdrowa.
-
- Dziękuję.. - uśmiechnął się
-
-Proszę-odpowiedziałam uśmiechem.
-
- Jestem Picallo, a ty? - zapytał z nutką ciekawości w głosie
-
-Fear- powiedziałam cicho.
-
Przez chwilę zamarł w bezruchu. Zdawało mu się, że słyszał to imię.. Ogólnie ta wadera wydawała się jakaś znana..
-
Położyłam się.
-
- Chcesz się bawić? - spytał
-
Pokręciłam głową. Nie bawiłam się...nigdy?
-
Spuścił łebek. Odszedł kawałek i usiadł gdzieś.
-
Powiodłam za nim wzrokiem. Zamyśliłam się.
-
- Nie ma się z kim bawić.. - powiedział cicho
-
Obudziłam się rozglądając nieco nieprzytomnym wzrokiem wokół.
-
- Nikogo nie mam.. z kim ja się pobawię?
-
-Być może, być może-mruknełam nieco nieprzytomnym tonem.
-
Zdziwił się, słysząc waderę.
-
Wstałam cicho przemierzając cień.
-
Ziewnął i rozejrzał się.